Viv

Viv

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

[RECENZJA] Wojna świrów, czyli pijany mistrz literatury


Dawid Kain, Kazimierz Kyrcz Jr.
Wojna świrów

Ocena: 7/10


Jeśli próbować wziąć bizarro fiction na tzw. chłopski rozum, można dojść do wniosku, że to jakiś literacki absurd. Zabawa popkulturą, surrealizm, podważanie tabu, pastisz, robienie sobie jaj – wszystko pięknie, ładnie, ale jak mocno trzeba mieć poprzestawiane we łbie, by pisać o domach mieszkających w innych domach zrobionych z ludzi albo o goblinach z Auschwitz? Gorzej: co trzeba ćpać żeby takie rzeczy czytać i twierdzić, że mają jakąś wartość literacką?! Cóż, bizarro fiction lubi wybijać ze schematów i zaskakiwać, ale za cel stawia sobie nie szokowanie za wszelką cenę, ale raczej ustawiczne branie się za literackie bary z  wyobraźnią.

Moje kontakty z tym nurtem nie były dotychczas przesadnie szerokie, dlatego też gdy nadarzyła się okazja zrecenzowania Wojny świrów duetu Dawid Kain i Kazimierz Kyrcz Jr. postanowiłem skorzystać z okazji. I na dzień dobry poczułem się jakbym dostał kaloszem w zęby. Bo i co można pomyśleć, gdy z pierwszych stronic patrzy na nas wyjątkowy buc i heteroseksualny facet uwodzący gejów dla kasy, a cała narracja sprawia wrażenie, jakby Witkowski wypił o jednego strzemiennego za dużo i postanowił napisać powieść młodzieżową? Potem zresztą też nie jest nudno, bo powieść szybko zmienia nastrój i tło, a z tęczowych klimatów lądujemy wprost w popkulturowy melanż, w otoczenie zbieraniny popaprańców pokroju pisarza bizarro Rogera Kormana, piosenkarki Mirelli, fizjoterapeuty Janusza czy też Dusiołka. Nie są oni jednak zwykłymi ludźmi, bynajmniej: to odmieńcy, powołani do życia za sprawą klasycznej literatury, obdarzeni niezwykłymi mocami nadludzie, a przy okazji banda pijaków, świrów, dewiantów, morderców, drani i kłamców, sarkających na współczesny Kraków, będący siedliskiem bigoterii, zaściankowości i ponowoczesnego plebsu, wyłażącego z kanałów każdej nocy. Ale i oni – zdeprawowani i bezkarni – znajdą się pod ścianą, gdy ktoś postanowi rozprawić się z dziwadłami, wykańczając ich jednego za drugim…

Tutaj chyba widać, jak wygląda estetyka bizarro. Ten sam pomysł – egzystencję Innych stworzonych z literatury – można było przecież pociągnąć zupełnie inaczej, eksplorując temat ich odmienności, poczucia odseparowania, prób wtopienia się w masę ludzką lub odwrotnie, zawładnięcia nią, okraszając to długimi fragmentami wewnętrznych przemyśleń bohaterów (których odrobina by się Wojnie świrów przydała – choćby po to, by książka nie kończyła się tak szybko). Można było też stworzyć z tego powieść przygodową, swojską Ligę niezwykłych dżentelmenów, tyle że zanurzoną w codziennych problemach pokroju konieczności radzenia sobie z ZUSem i udowadnianiem, że nie jest się trupem. Tymczasem Kain i Kyrcz idą zupełnie inną drogą chaosu kontrolowanego: dziesiątek, setek skojarzeń, popkulturowych motywów i tropów, sprzecznych estetyk, nawiązań, cytatów i kalek, przerabiając królewski Kraków na groteskową wersję Gotham z promocji w dyskoncie spożywczym, tworząc z tego wóz, który chwieje się na wszystkie strony, balansuje z humorem pomiędzy szaleńczą błyskotliwością a poziomem trawy na polu golfowym, pluje iskrami, dymem i piachem, ale twardo jedzie dalej i zgniata wszystko na swojej drodze jak czołg. Niepoprawny, często przesadny, kiczowaty, zgrzytliwy, bełkotliwy, rozwichrzony, ale podporządkowany własnej, popapranej logice.

Mam też wrażenie, że taka estetyka może dla niektórych stanowić czytelnicze wyzwanie, od którego część z pewnością odbije się z hukiem. Nie tylko ze względu na żonglerkę motywami i naśmiewanie się ze wszystkiego, włącznie z własnymi znajomymi (epizod z Orbitowskim jest absurdalny po granice rozsądku, ale przy tym niewymownie malowniczy), atakowanie zastałych opinii i stereotypów, ale również rozedrganą często narrację. Autorzy odrzucają perspektywę wszystkowiedzącego narratora, włażąc wprost w łby bohaterów i spoglądając na świat ich oczami: raz będzie to ogląd bliski realizmowi, by następnie zaserwować subiektywny punkt widzenia zepsutej, wyniosłej i perwersyjnej egoistki, której orgazmiczne jęki rozłupują facetom czaszki, a na koniec jeszcze dołożyć fragmentami przypominającymi pijackie delirium, z pluskającą w wannie syreną i gadającym tosterem, gdzie nie wiadomo, czy to my jesteśmy świrami, czy to świat oszalał.


Wojna świrów to rzecz intrygująca, nawet jeśli miejscami wystawia poczucie dobrego smaku na próbę. To świat groteskowy i z gruntu posmodernistyczny, gdzie myśl skacze od skojarzenia do skojarzenia, często spuszczając logice ciężkie manto. Czasem grzebie się w pijackim bełkocie lub rzuca się w szale zapożyczeń, by następnie wyciszyć się i zgnieść duszną atmosferą (segment Opcja Dawida Kaina, chyba najlepszy w całej książce, działa niby solidny walec, powoli i bezlitośnie torując sobie drogę pod czaszką). Całość przypomina wykwit kuchni fusion, którego przepis brzmi obrzydliwie, ale ostateczny efekt jest zaskakująco smaczny. Szkoda tylko, że całość da się przeczytać w zasadzie w jedno dłuższe popołudnie…

Brak komentarzy: